"Król anti-fashion" w tarapatach. Właśnie przegrał w sądzie

Moda kocha paradoksy, ale tym razem ironia sytuacji przebiła wszystko, co do tej pory słyszeliśmy w branżowych kuluarach. Francuska marka Vetements przegrała w sądzie walkę o prawo do własnej nazwy. Dlaczego? Bo jest… zbyt pospolita.
Moda zna wiele przypadków procesów o prawa autorskie, podróbki czy logotypy. Ale sprawa Vetements jest wyjątkowa – bo dotyczy samego znaczenia słowa. Amerykański sąd apelacyjny właśnie odmówił francuskiej marce prawa do zastrzeżenia swojej nazwy jako znaku towarowego. Powód? W języku francuskim "vetements" oznacza po prostu "ubrania". A tak pospolitych i często używanych słów, jak uznały amerykańskie instytucje, się nie zastrzega.

Na decyzję sądu wpływ miała tak zwana doctrine of foreign equivalents, czyli doktryna zagranicznych odpowiedników. Brzmi jak łacina dla niewtajemniczonych, ale w praktyce to prosta zasada: jeśli obcojęzyczne słowo ma w USA odpowiednik zbyt ogólny lub opisowy – nie może być chronione prawem jako znak towarowy. A "vetements" to według sądu nic innego jak "clothes".
"Vetements", czyli po prostu "ubrania" - bitwa o językiAmerykański sąd podkreślił, że francuski nie jest w USA językiem szczególnie egzotycznym. Mieszka tam ponad dwa miliony osób mówiących na co dzień po francusku, a język ten zajmuje wysoką pozycję w szkolnych programach – zaraz po hiszpańskim. To wystarczyło, by uznać, że przeciętny amerykański klient może zrozumieć, że "vetements" to po prostu "ubrania" – a więc coś, co nie może być własnością jednej marki.
Dla Vetements Group AG, właściciela marki, to duży cios. Firma kilkukrotnie próbowała walczyć o rejestrację – najpierw w amerykańskim Urzędzie Patentów i Znaków Towarowych, potem przed Radą ds. Odwołań w Sprawach Znaków Towarowych (TTAB), aż w końcu – w sądzie apelacyjnym. I za każdym razem odpowiedź była ta sama: odmowa.
Moda, ironia i bezczelnośćVetements od zawsze grało z konwencją i granicą dobrego smaku. Marka, która pojawiła się na rynku w 2014 roku, z miejsca zdobyła sławę dzięki prowokacyjnym projektom i przewrotnemu podejściu do luksusu. Jej założycielami są bracia Gvasalia – Demna, dziś dyrektor kreatywny Gucci, i Guram, który prowadzi markę obecnie.
To Vetements uczyniło z "anti-fashion" nowy trend – bluzy z logo DHL, gigantyczne płaszcze czy nonszalanckie sukienki z second-handowym sznytem szybko stały się obiektem pożądania, a Demna zyskał reputację projektanta, który potrafi rozgryźć modę od środka i ją ośmieszyć, jednocześnie ją tworząc. Dlatego też porażka w sądzie ma dla marki dodatkowy wymiar – to jakby artysta dowiedział się, że nie może podpisać własnego obrazu, bo jego nazwisko znaczy "malarz".
Sądowa decyzja w USA stawia Vetements w niekomfortowej sytuacji – szczególnie w kontekście walki z podróbkami. Bez prawnej ochrony swojej nazwy w Stanach, marka może mieć trudności z egzekwowaniem praw do własnego wizerunku i produktów na jednym z najważniejszych rynków świata. A przecież oryginalność to kapitał Vetements – tyle że jak się okazuje, nie każdy rozumie ich subtelne poczucie humoru.
well.pl