Jürg Jegge i nadużycia: Tak wygląda życie potwora w kraju


Już w pierwszym akapicie Jegge jasno daje do zrozumienia, że nie chce niczego ukrywać: „Zarzuty są w zasadzie prawdziwe” – pisze w tekście opublikowanym w internecie. „Chciałbym szczerze przeprosić za wszelkie cierpienie spowodowane moim zachowaniem”.
NZZ.ch wymaga JavaScript do obsługi ważnych funkcji. Twoja przeglądarka lub blokada reklam obecnie to uniemożliwia.
Proszę zmienić ustawienia.
Osiem lat temu Markus Zangger, były uczeń Jegge, opublikował książkę „Jürg Jegge's Dark Side: The Abuses of the Model Pedagogue”. Sprawa ta przez tygodnie absorbowała uwagę opinii publicznej. Setki artykułów prasowych poruszały tę kwestię, emitowano programy telewizyjne, a postępowa edukacja, której Jegge był uważany za pioniera w Szwajcarii, była powszechnie traktowana z podejrzliwością.
Wkrótce potem Jegge udzielił wywiadów kilku gazetom, wszystkie w ciągu jednego dnia. Od tamtej pory milczał. Wycofał się i napisał książkę, w której przeanalizował sprawę z własnej perspektywy. To pomogło mu „w jakiś sposób pogodzić się z moimi myślami i uczuciami”, pisze. Pomimo intensywnych poszukiwań, nie udało mu się znaleźć wydawcy, który zgodziłby się opublikować manuskrypt „Public Outcry”.
Nic dziwnego. Seks z dziećmi i młodzieżą to jedna z niewielu kwestii, co do których zgadzają się dziś zwolennicy wszystkich obozów politycznych i ideologii: jest uważany za rzecz najbardziej nikczemną ze wszystkich. Nie ma tu żadnych odcieni szarości, żadnych względów, żadnych okoliczności łagodzących. Nawet mordercy cieszą się w naszym społeczeństwie większym szacunkiem niż pedofile.
Jegge udostępnił teraz książkę online za darmo. To nie tylko autorefleksja pedagoga, który swoim zachowaniem uczynił z siebie osobę niebędącą osobą publiczną, ale także analiza społeczna i medialna. Odnosi się do najbardziej oczywistej krytyki już na samym początku. „To po prostu ktoś, kto próbuje się usprawiedliwić” – pisze. „Tak, dokładnie. W rozwiniętych społeczeństwach usprawiedliwianie się jest prawem”.
Wpaść przez szparyW latach 70. Jegge był zapracowanym nauczycielem edukacji specjalnej, który poświęcił się młodym ludziom, którzy odpadli z powszechnej edukacji. Jego zaangażowanie wykraczało daleko poza życie zawodowe. Zaniedbane dzieci były jego życiem; opiekował się nimi nawet w wolnym czasie, pomagając im finansowo, gdy tego potrzebowali – z własnej kieszeni. Z ośmiorgiem młodych ludzi bliskość nie ograniczała się do emocjonalnej; stała się również fizyczna.
Relacja seksualna z Markusem Zanggerem, autorem książki „Jürg Jegge's Dark Side”, rozpoczęła się w liceum i trwała do 27. roku życia Zanggera, długo po zakończeniu nauki. Później pozostali przyjaciółmi. „Kiedy spotkaliśmy się w samochodzie, machaliśmy do siebie. Kiedy spotkaliśmy się przypadkiem we wsi, zatrzymywaliśmy się i rozmawialiśmy” – czytamy w książce.
W pewnym momencie sytuacja się zmieniła; Zangger przestał witać się z ludźmi i odwracał głowę, gdy ich spotykał. W lipcu 2015 roku Jegge otrzymał list od prawnika, który przedstawił się jako adwokat Zanggera i innego byłego studenta. Jego klienci domagali się zaległej opłaty w wysokości 20 000 franków szwajcarskich od każdego, ponieważ Jegge opublikował jeden z ich tekstów w swoim bestsellerze z 1976 roku „Głupoty można się nauczyć”, jak podano w liście. Ponadto, jako ofiary wieloletniej przemocy seksualnej, każdemu z nich przysługiwało odszkodowanie w wysokości 30 000 franków szwajcarskich. „Wzywam do przelania pieniędzy na moje konto klienta w ciągu 30 dni, korzystając z załączonego dowodu wpłaty” – napisał prawnik.
Zarówno publikacja książki, jak i kontakty seksualne, o których po raz pierwszy wspomniano w liście tego prawnika, miały miejsce prawie 40 lat temu. Sprawy dawno się przedawniły, a Jegge uzyskał również zgodę autorów na publikację tekstów studentów w swojej książce. Z prawnego punktu widzenia nie miał się czego obawiać; po konsultacji z prawnikiem odrzucił żądanie finansowe.
Potem nadszedł moment, który odmienił życie Jegge. „Wtorek, 4 kwietnia 2017 roku, około 9:30. Telefon. »Dzień dobry, panie Jegge, tu Hugo Stamm. Napisałem książkę o jego życiu z Markusem Zanggerem, a pan jest w niej ważnym bohaterem. Zostanie ona zaprezentowana za pół godziny na konferencji prasowej w Volkshaus w Zurychu«” – czytamy w książce.
Zniszczone dzieło życiaJegge szczegółowo opisuje medialną burzę, która go rozpętała, oraz liczne błędy, które dziennikarze w swoim zapale rozpowszechniali, a następnie kopiowali od siebie nawzajem.
Fakt, że był teraz uważany za pedofila, który ledwo mógł wyjść na ulicę, i to, że bliscy przyjaciele odwrócili się od niego, nie wydaje się być dla niego najgorszym doświadczeniem. W książce brzmi to tak, jakby przyjął to ze stoickim spokojem – jako konsekwencję działań, które teraz uważa za błędy. Znacznie bardziej martwi go to, że jego praca, zaangażowanie na rzecz dzieci z ubogich rodzin, założenie Fundacji Märtplatz na nizinach Zurychu, gdzie młodzież z trudnościami społecznymi mogła zdobyć wykształcenie zawodowe, nagle straciły na wartości.
Dla ekspertów i dziennikarzy, niegdyś wysoko cenione podejście edukacyjne Jegge'a nagle stało się jedynie kłamstwem i oszustwem: chodziło o stworzenie relacji zależności między bezbronnymi młodymi ludźmi, aby następnie można ich było wykorzystać. Jegge wielokrotnie odwołuje się w książce do wysokiego wskaźnika sukcesu na rynku, biorąc pod uwagę ówczesne okoliczności: Wielu młodych ludzi, którym nikt nie oferował przyszłości, później z sukcesem robiło karierę i stawało na własnych nogach.
Jegge jest niemal rozbawiona, widząc, jak ci naukowcy zajmujący się edukacją potraktowali to oburzenie jako okazję do dekonstrukcji pedagogiki Jegge w książce zatytułowanej „Czy głupota jest do nauczenia?”. Na przykład, wykładowczyni Uniwersytetu Filipin, Petra Moser, analizuje obrazy w książce Jegge „Krzywa ogórka” (2006), zilustrowanej zdjęciami ogórków. Uważa je za „ukryte przesłania idealnych wizerunków Jegge’a jako pedofila, które ukrywał lub pomijał”. W swojej interpretacji wykazała się wielką wyobraźnią: „Jeśli wziąć pod uwagę, że górna część ogórka nie ma guzków, skojarzenie z żołędzią wciąż dziecięcych genitaliów jest co najmniej oczywiste”. Czego najwyraźniej nie wiedziała: Zdjęcia zostały zrobione przez praktykantów, którzy szkolili się na fotografów na rynku – Jegge dała im wolną rękę w ilustrowaniu książki.
Lewicowi intelektualiści postulowali seks z dziećmiProkuratura, w ramach której przesłuchano wielu byłych uczniów, nie zdołała udowodnić żadnych nadużyć wobec Jegge w ciągu ostatnich trzydziestu lat, dlatego nie postawiono mu zarzutów. Okres, w którym pedagog utrzymywał fizyczny kontakt z uczniami, nawet uznając go za element „terapii”, ograniczał się do lat 70. i 80. XX wieku. Pisze, że dawno już porzucił tę praktykę. „Pomysł, że można komunikować się z dziećmi „na poziomie wzroku”, uważam dziś za całkowicie fałszywy. (...) Chociaż w tamtym czasie pogląd ten podzielało wielu rodziców, nauczycieli i innych pedagogów uważających się za postępowych”.
Jegge umieszcza swoje działania w kontekście ducha epoki, ruchu wyzwolenia seksualnego, który nastąpił po ruchu z 1968 roku, dążącym do obalenia sztywnych norm moralnych. W tamtym czasie konkubinat był nadal nielegalny w niektórych miejscach, a homoseksualiści musieli się ukrywać. W lewicowych kręgach akademickich istniała niemała grupa, która również pragnęła „zdestygmatyzacji” seksu z dziećmi. W 1977 roku intelektualiści tacy jak Jean-Paul Sartre, Jacques Derrida, Roland Barthes, Michel Foucault i Simone de Beauvoir podpisali we Francji petycję przeciwko ustawie kryminalizującej seks z dziećmi poniżej 15. roku życia. Lewicowe gazety publikowały apele o pedofilię. Jeszcze w 1990 roku komisja ekspertów w Szwajcarii zaapelowała o ustalenie wieku zgody na 10 lub 12 lat – argumentowali, że wystarczy on, aby ograniczyć ochronę przed aktami seksualnymi do dzieci, które nie osiągnęły jeszcze dojrzałości płciowej.
Jegge cytuje również fragment rozprawy doktorskiej Martina Killiasa, obecnie emerytowanego profesora prawa karnego, z 1978 roku, na temat „Młodzieży i prawa karnego”. Stwierdza on: „Różne badania wskazują, że dzieci, przynajmniej w przypadkach doświadczeń seksualnych bez przemocy i kazirodztwa, nie doznają żadnych, a przynajmniej żadnych długotrwałych, szkód psychologicznych”. Dramatyzacja i przesłuchanie w postępowaniu karnym są szkodliwe przede wszystkim dla dzieci. Killias wymienia liczne badania, które rzekomo to potwierdzają. Jego konkluzja: „Pomimo tych stosunkowo jednoznacznych wyników badań, opinia publiczna uparcie trzyma się przekonania o szkodliwości „przedwczesnych” doświadczeń seksualnych”.
Jegge pisze, że „to wcale nie była tylko garstka zdezorientowanych osób, które tak myślały” – i że sytuacja badawcza do dziś nie zmieniła się znacząco. Silne podkreślenie tego faktu sugeruje, że pomimo wszystkich przeprosin, prawdopodobnie nie uważa, że wyrządził jakąkolwiek poważną szkodę. Książka zawiera również list od jednego z ośmiu uczniów, których dotyczyła ta sytuacja, w którym bagatelizuje on nadużycia Jegge'a, ostro krytykuje Zanggera i broni pedagoga, któremu wiele zawdzięcza.
Wyraz wrogości wobec przyjemności?W dłuższym rozdziale Jegge omawia zmiany społeczne, które rozpoczęły się w połowie lat 90. Po okresie otwartości i optymizmu wyłonił się konserwatywny, a nawet pruderyjny ruch kontrrewolucyjny. Przyczyną tego jest rosnąca presja ekonomiczna i mentalność rywalizacji, która prowadzi do konformizmu. Cytuje w tym kontekście filozofa Roberta Pfallera: „Przedmioty i praktyki, takie jak picie alkoholu, palenie, jedzenie mięsa, czarny humor i seksualność, które do tej pory wydawały się atrakcyjne, eleganckie i niezwykle przyjemne, nagle stają się postrzegane jako obrzydliwe, niebezpieczne lub politycznie wątpliwe”. Albo psychiatrę i socjologa Volkmara Siguscha: „Jest całkiem oczywiste, że seksualność nie jest już przeceniana i pozytywnie zmistyfikowana jako wielka metafora przyjemności i szczęścia, lecz jest negatywnie dyskutowana jako źródło i miejsce zniewolenia, nierówności i agresji”. Analiza jest z pewnością interesująca, ale jednocześnie irytująca w kontekście jego przypadku – autor sugeruje, że problemem są nie tyle jego działania, co zmieniający się duch czasu.
Jegge wyjaśnia również, jak przetrwał te trudne miesiące, kiedy był piętnowany jako potwór narodu, otrzymywał niezliczone groźby i był rozpoznawany wszędzie dzięki licznym doniesieniom medialnym. Cztery rzeczy były kluczowe, aby się nie załamał: To, że niektórzy ludzie wokół niego stali przy nim bez wahania. To, że miał schronienie poza Szwajcarią. To, że mógł napisać tę książkę. Oraz: „Na szczęście nigdy tak naprawdę nie nienawidziłem siebie, pomimo wszystkich moich błędów”.
Książkę Jürga Jegge „Public Event” można kupić na stronie www.forvm.contextxxi.org .
nzz.ch