"Żelki na tarczycę" Dody to jeden ze 190 tys. suplementów. 80 proc. nikt nie zbadał

- Już 40 proc. Polaków przyjmuje suplementy codziennie, a 35 proc. stosuje równocześnie kilka rodzajów. Nie tylko producenci leków rozpoczynają sprzedawanie swoich preparatów w formie suplementów. Na rynek wchodzą też celebryci
- Przykład Doroty Rabczewskiej pokazuje, jak łatwo suplementy wprowadzić, mając przy tym nikłe pojęcie o tym, czym są i jak działają
- Suplementy nie przechodzą badań przed wprowadzeniem po raz pierwszy do obrotu. Wystarczy zgłoszenie do Głównego Inspektoratu Sanitarnego. Potem sprawdzane są wyrywkowo
- Eksperci podkreślają - przy dobrze zbilansowanej diecie suplementy są zdecydowanej większości z nas niepotrzebne. Kwitnie jednak tzw. patosuplementacja. Dorośli np. przyjmują witaminę D przeznaczoną dla koni, małym dzieciom podaje się melatoninę
- Na ten moment w rejestrze publicznym GIS mamy 190 tysięcy suplementów diety. Tylko 20 proc. z nich było jakkolwiek weryfikowanych
Dorota Rabczewska, czyli Doda, wyszła poza show-biznes i zajęła się także sprzedażą suplementów diety. Sposób, w jaki je promuje, przedstawiając produkty jako skuteczny środek w walce z chorobą Hashimoto, wzbudza wątpliwości wielu lekarzy, farmaceutów, dietetyków. W składzie żelków znalazły się m.in. jod, selen i witamina D3.
- Choroby Hashimoto nie da wyleczyć się suplementami, gdyż suplementy, zgodnie z definicją, w ogóle leczeniu służyć nie mogą (...) To niemożliwe wręcz z definicji - przypomina dr Szymon Suwała, endokrynolog.
Casus Dody to oczywiście bardzo niewielka część w całej machinie produkcji, promocji i sprzedaży suplementów diety. W dyskusjach bardzo często podnosi się, że nie przechodzą żadnych badań przed wprowadzeniem po raz pierwszy do obrotu. Ale problemów jest więcej. Razem z ekspertami przyjrzeliśmy się, jak funkcjonuje obecnie suplementowy biznes w Polsce*.
- Suplementy diety często są mylone z lekami - w związku ich formą, miejscem sprzedaży. Jest to tymczasem środek spożywczy, który ma na celu uzupełnić naszą dietę, a nie leczyć - podkreśla Anna Wawer, naczelnik Wydziału Suplementów Diety, Żywności Wzbogacanej i Nowej Żywności Głównego Inspektoratu Sanitarnego.
Przyznaje, że aby wprowadzić produkt do obrotu, wystarczy jedynie o tym zamiarze powiadomić sanepid, który prowadzi specjalny rejestr.
- Na ten moment w rejestrze publicznym mamy 190 tysięcy produktów. Rocznie jest mniej więcej 20 tysięcy nowych zgłoszeń. Z tych 190 tysięcy mamy zweryfikowanych około 20 procent - mówi nam Anna Wawer.
- GIS w ogóle sprawdza, czy zadeklarowany przez producenta skład jest zgodny ze składem faktycznym? - dopytujemy.
- W Polsce, ani w żadnym kraju Unii Europejskiej, suplementów diety przed wprowadzeniem do obrotu się nie bada - powtarza przedstawicielka GIS. - Nie zapominajmy, że to jest żywność. Chleb też nie jest badany - wskazuje.
Próbki są wyrywkowo pobierane i badane, ale pod kątem zawartości metali niebezpiecznych do spożycia, mikotoksyn, zanieczyszczeń mikrobiologicznych, biologicznych.
- Producent odpowiada za suplement tylko do momentu, kiedy pacjent go nie włoży do swojej jamy ustnej. Suplement diety nie ma badań takich jak lek. Może być 1000 mg witaminy C, z której nie wchłonie się nawet jeden procent - stwierdza prof. Jarosław Woroń, kierownik Zakładu Farmakologii Klinicznej z Katedry Farmakologii Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie.
Suplementy spożywamy częściej niż słodycze. "Zagrożenie jest olbrzymie"Już 40 proc. Polaków przyjmuje suplementy codziennie, a 35 proc. stosuje równocześnie kilka ich rodzajów. Łykamy je częściej niż tzw. cukierki - na podstawie dostępnych badań po słodycze sięga codziennie ok. jedna czwarta Polaków. "Suple" pewnie mogłoby być mocnym kandydatem na młodzieżowe słowo roku. W mediach możemy np. przeczytać, że Bryan Johnson - przedsiębiorca technologiczny z Los Angeles, połyka codziennie 111 pigułek, aby powstrzymać starzenie.
- Zagrożenie jest olbrzymie, ponieważ suplementy diety wchodzą w liczne interakcje z lekami - mówi prof. Jarosław Woroń. - Pamiętajmy, że w wyniku interakcji leków i suplementów diety w Polsce umierają ludzie i na to mamy twarde dowody - wskazuje.
Wspomina o suplementach zawierających aszfagandę, rożeniec górski, które są zalecane - o zgrozo - u pacjentów z bólem neuropatycznym, "a są to suplementy, które przepięknie ból neuropatyczny rozkręcają i niestety cierpienie pacjentów później jest nieodwracalne".
- Pamiętajmy o tym, że suplementy mogą uczestniczyć w tzw. inwalidyzacji pacjentów - przestrzega.
Kolejny przykład, który podaje profesor, to przekonanie o korzystnym działaniu ostropestu plamistego i suplementów, jak również produktów leczniczych, które go zawierają. - Jest to ogromnym przekłamaniem, bo ostropest potrafi uszkodzić wątrobę - zaznacza.
Z kolei żurawina - w wyniku interakcji - może zwiększać ryzyko krwawień po doustnych antykoagulantach i lekach przeciwpłytkowych.
- Mamy najczęściej do czynienia z tzw. konsumentopacjentem, który oprócz suplementów diety przyjmuje farmakoterapię. W całej Europie jest problem z "populacją 3W", czyli wiek, wielochorobowość, wielolekowość - podsumowuje. Jak zauważa prof. Woroń, Polska była jedynym krajem, w którym w 2024 roku zarejestrowano uszkodzenie wątroby w wyniku przedawkowania witaminy A.
Zdaniem farmakologa nie ma też żadnego sensu przyjmowanie preparatów wielowitaminowo-mineralnych, "bo takiego czegoś natura nie wymyśliła".
Polacy wypijają wiadro spirytusu rocznie. Chcą być zdrowi, ale żyć niezdrowoCzy można z całą pewnością powiedzieć, że suplementy - przy prawidłowym żywieniu i stylu życia - są nam kompletnie zbędne?
- Jeśli dieta jest pełnowartościowa, to tak. Suplementacji potrzebuje bardzo niewielki procent populacji - przyznaje dr hab. Daniel Śliż, adiunkt w III Klinice Chorób Wewnętrznych i Kardiologii Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego i prezes Polskiego Towarzystwa Medycyny Stylu Życia.
Jak podkreśla, mamy jednak ponad połowę populacji, która ma nadmierną masę ciała i 70 proc. obywateli, którzy nie są aktywni fizycznie.
- Mamy spożycie alkoholu na poziomie wiadra spirytusu rocznie na każdego Polaka. 11 litrów nikomu nic nie mówi, a wiadro to jest konkretna objętość. I w takiej sytuacji Polak się pyta, co może zrobić dla zdrowia. Odpala internet, telewizję i widzi, że jak weźmie tabletkę, to będzie mógł zjeść golonkę i napić się polskiej wódki czy francuskiego wina - przybliża tok rozumowania wielu obywateli dr Śliż.
Mówi, że suplementy, które stają się "panaceum na całe zło", bardzo psują edukację zdrowotną w Polsce.
- Na pewno nie zastąpią stylu życia - zdrowej diety, niepicia alkoholu, niepalenia papierosów, bycia aktywnym fizycznie. Nie zastąpią snu i relacji międzyludzkich - wylicza.
Krzysztofa Kurowskiego, dyrektora ds. projektów strategicznych R&D w Polpharmie, wiceprezesa Naukowej Fundacji Polpharma, pytamy, czy podobnie jak w przypadku leków, mamy w odniesieniu do suplementów zjawisko polipragmazji, czyli niepożądanych działań przy przyjmowaniu kilku preparatów jednocześnie.
- Absolutnie tak, również w tej kategorii. W interakcje ze sobą mogą wchodzić suplementy, ale też suplementy versus leki, suplementy versus inne kategorie rejestracyjne produktów - przyznaje. Co więcej, takie interakcje mogą zachodzić nawet w obrębie jednego suplementu, np. tzw. multiwitamin.
Podkreśla jednak, że suplementacja na pewno ma sens i w niektórych grupach jest wręcz bardzo potrzebna. Wymienia osoby z tzw. dietą eliminacyjną, wegetarian, wegan. - Mamy noworodki, małe dzieci do drugiego, trzeciego roku życia. Też jest im potrzebna suplementacja niektórych witamin. Mamy wreszcie kobiety w ciąży czy przygotowujące się do tej ciąży. Dzisiaj są takie standardy, że powinny stosować foliany i kwas foliowy - wylicza.
Jeśli już musimy, suplementujmy z głowąCo tak naprawdę może zrobić klient, który nie chce narazić się na niebezpieczeństwa suplementacji? Jak wskazują eksperci, przede wszystkim warto skonsultować się z lekarzem, dietetykiem, farmaceutą, zrobić stosowne badania. Problem jest jednak taki, że dla większości to zbyt duży wysiłek.
- Jeśli chodzi o weryfikację jakości przez konsumentów, to powinni przede wszystkim kupować produkty z wiarygodnych źródeł - może być to apteka. Kolejną ścieżką, gdzie można sprawdzić, czy dany produkt jest w obrocie legalnie, może być weryfikacja, czy jest on w rejestrze GIS - podpowiada Anna Wawer.
Co ciekawe, suplementów oferowanych przez Dorotę Rabczewską w podanym rejestrze znaleźć nam się nie udało. O wyjaśnienia zwrócimy się do GIS.
Anna Wawer radzi też... czytać etykiety producentów, by weryfikować skład np. pod kątem ewentualnych działań niepożądanych z lekami. Tu jednak pojawia się inny problem.
- Jeżeli u pacjenta biorącego leki i suplementy diety wystąpi działanie niepożądane, co jest odstawiane? Lek, a nie suplement - zauważa prof. Woroń. "Winny" jednak może byś suplement.
- Rynek produktów leczniczych się wyregulował. Także rynek wyrobów medycznych przez ostatnie lata podlegał bardzo dużym, nowym regulacjom. Choć słowo deregulacja jest ostatnio na czasie, myślę, że czas na odwrotny proces w przypadku suplementów diety - konstatuje Krzysztof Kurowski.
W jego ocenie producenci powinni przedstawiać uproszczoną dokumentację dotyczącą składu. Uważa też, że dla konsumenta firma farmaceutyczna produkująca i leki, i suplementy, jest bezpieczniejsza - bo zachowuje podobne standardy.
- Nie możemy brnąć w paranoję, sprawdzać rejestrów i wielu innych rzeczy. Powinniśmy być pewni, że jak coś się pojawia w legalnym obrocie, jest bezpieczne - stwierdza prof. Woroń.
* Tekst powstał na podstawie rozmowy z ekspertami, która odbyła się 13 marca podczas Kongresu Wyzwań Zdrowotnych (HCC) w Katowicach.
Materiał chroniony prawem autorskim - zasady przedruków określa regulamin.
rynekzdrowia