Wybierz język

Polish

Down Icon

Wybierz kraj

Netherlands

Down Icon

Zaginiona sztuka pocenia się z innymi facetami

Zaginiona sztuka pocenia się z innymi facetami

Gdy pot spływał ze mnie, opadając na kafelki, by w końcu rozpłynąć się w parę, mgła z mojego potwornie skacowanego mózgu zaczęła się rozwiewać. Może wczoraj wieczorem wszystko byłoby w porządku, gdybym wypił tylko dwa martini i kilka kieliszków Chablis, pomyślałem, ale potem popełniłem fatalny błąd, wylewając z barmanem kieliszek fernetu. Chociaż mam już prawie 45 lat, próbowałem wrócić do lat dwudziestych. Noc na mieście zrujnowała mi poranek i wiedziałem, że tego dnia nie zrobię nic, więc zrobiłem jedyną rozsądną rzecz: wypiłem schvitza. Wiedziałem, że siedzenie w łaźni parowej, picie zimnej wódki i jedzenie pierogów z garstką grubych dżentelmenów z postsowieckich republik, a potem pozwolenie facetowi o imieniu Walerij na spryskanie całego mojego ciała bukietem liści dębowych, a potem powrót do łaźni parowej po kolejną dawkę, to jedyne, co mnie uleczy.

Nienawidzę się pocić, ale uwielbiam się pocić. A ponieważ głęboko wierzę, że ta praktyka wypłukuje toksyny, moja żona zasugerowała mi powrót do kraju, z którego uciekli moi przodkowie. Ale wiem też, że siedzenie w zaparowanym pomieszczeniu, w którym temperatura sięga 190 stopni, to coś więcej niż tylko pocenie się i pozbycie się złych rzeczy.

Dobry schvitz, niezależnie od tego, czy jest na kacu, czy nie, to dokładnie to, czego mężczyźni teraz potrzebują. W odpowiednim towarzystwie nie tylko łagodzi dyskomfort fizyczny, ale także – być może najważniejsze – przeprogramowuje mózg.

Tylko proszę, nie proś mnie, żebym poszła do jednego z tych modnych sauny. Nie chcę gotować w podczerwieni w żadnym miejscu promującym „zdrowie”, a pomysł wejścia do basenu termalnego z grupą dwudziestoparolatków brzmi równie zdrowo, jak pozwolenie mojemu dziecku kichnąć mi w twarz po powrocie z placu zabaw.

Nie, chcę starego schvitza.

Przez tysiąclecia niemal każda kultura na niemal każdym kontynencie znalazła sposoby na przekształcenie termoregulacji w relaksujące, oczyszczające doświadczenie. Rdzenne plemiona Ameryki Północnej postrzegają doświadczenie w szałasie potu jako święte; ludzie w Turcji i częściach Afryki Północnej korzystają z uzdrawiającej mocy hammamu. Są tacy, którzy twierdzą, że koreański jjimjilbang to najlepsza metoda na relaksującą sesję potu, podczas gdy inni są przyciągani do ogólnego „nordyckiego spa”, które może obejmować fińskie sauny lub zanurzenie się w bogatych w minerały wodach islandzkiego gorącego źródła. Szanuję i wezmę udział w każdym rodzaju siedzenia i pocenia się, ale ja, kiedy szukam prawdziwego schvitz, jakiego doświadczyli moi żydowscy przodkowie, udaję się do bani . Gorąca jak pacha w parny dzień w Miami, bania to tradycyjna rosyjska łaźnia z łaźniami parowymi, które osiągają 200 stopni i odczuwalnie gorętsze z powodu wilgoci. Innymi słowy, nie jest to suche ciepło. To idealne antidotum na chłodny, zimowy dzień w Nowym Jorku. Jeżdżę tam również latem.

Ponieważ mieszkam w Nowym Jorku – z jego liczną populacją rosyjskich, ukraińskich, polskich, białoruskich i bałtyckich imigrantów – mam niezły kłopot z wyborem. Jeśli nie jest zbyt tłoczno, Spa 88 w Dzielnicy Finansowej jest jednym z najlepszych, a Mermaid Spa na Coney Island to dla mnie prawdziwe doświadczenie „tylko dla prawdziwych głów”. Kiedy tam jestem, jestem jedną z niewielu osób, dla których angielski jest pierwszym językiem. Moja waga i imponujące owłosienie na ciele bledną w porównaniu z niektórymi facetami, którzy tam bywają. Rosyjskie i Tureckie Łaźnie w East Village są najsłynniejsze, ale moja żona i jej przyjaciółki wolą zatrzymać się w naszej dzielnicy i chodzić do Brooklyn Banya. Czuję się bardziej jak w domu w każdym z tych miejsc niż w niektórych nowszych, modnych lokalach, które powstały w bardziej stylowych dzielnicach, takich jak Williamsburg na Brooklynie czy TriBeCa na Manhattanie.

Chodzi o siedzenie w ciemnej bani z grupą facetów, którzy prawdopodobnie czerpią zyski z tego czy innego nielegalnego handlu, przy czym żaden z nich nie wiąże się z mediami społecznościowymi ani zbieraniem pieniędzy na aplikacje.

Cichy luksus sauny na dachu wielomilionowego hotelu wydaje się otępiający w porównaniu z ożywioną sesją schvitz w ciemnej bani , podczas której siedzi się w towarzystwie grupki facetów, którzy prawdopodobnie czerpią zyski z takiego czy innego nielegalnego interesu, a żaden z nich nie wiąże się z korzystaniem z mediów społecznościowych ani pozyskiwaniem kapitału na aplikacje.

Jest w tym coś pierwotnego i staroświeckiego, ale bardziej niż cokolwiek innego, miejsca te wydają się wspólnotowe w najprawdziwszym tego słowa znaczeniu. Spotkałem ludzi, którzy od dziesięcioleci uczęszczają do niektórych łaźni Nowego Jorku, a wielu z nich chodziło, ponieważ ich ojcowie i dziadkowie zażywali schwitzingu w tym samym miejscu. Łaźnie Chicago Bath House, do których mężczyźni z mojej rodziny chodzili się spocić po długim dniu (lub nocy) — gdzie mój dziadek zabierał mnie na spotkanie ze swoim bukmacherem — nadal istnieją. Od jego czasów zmieniały właścicieli, nazwy i dekoracje wiele razy, ale nadal pamiętam mężczyzn przechadzających się po ich korytarzach, przeklinających w jidysz, żując cygara. Wracałem do tych wspomnień tak wiele razy, że wersja tego miejsca stała się teraz tłem mojej nowej powieści . Mam nadzieję, że sprawiłem, że byli dumni.

W dzisiejszych czasach schvitz nie jest już dla mnie wyłącznie męskim doświadczeniem, ponieważ moja żona stała się moją najlepszą partnerką w spa. Mniej więcej co miesiąc, w sobotni wieczór, wynajmujemy z Emily opiekunkę do dziecka i jedziemy samochodem do dzielnicy Midwood na Brooklynie, gdzie – pod torami kolei podmiejskiej, niedaleko starego rosyjskiego cmentarza – spędzamy kilka godzin, pocąc się razem w World Spa. To 4600-metrowe pomieszczenie z licznymi saunami, basenami i łaźniami parowymi to nasze miejsce. Byliśmy razem w rosyjskich i tureckich łaźniach już kilka razy, a ona zaskoczyła mnie wizytą w luksusowych łaźniach AIRE Ancient Baths na moje urodziny, ale World Spa ma cechy, które oboje lubimy. Dla niej miejsce jest duże, czyste i „nie przerażające”, jak to ujmuje. Ja lubię jedzenie. Jedzenie i schvitz idą w parze; jeśli miejsce nie serwuje przynajmniej pierogów albo gęstej zupy, jestem mniej zainteresowany.

Choć uwielbiam schvitzing z żoną, czegoś mi w tym doświadczeniu brakuje. Chciałbym mieć schvitz gang – grupę facetów, na których na pewno wpadnę, kiedy pójdę się spocić. Uwielbiam oglądać zdjęcia z połowy ubiegłego wieku z mężczyznami o imionach (tak mi się wydaje) Lenny, Morris i Hank, którzy schvitzują. Kiedy nie narzekali na szefów ani na słabnącą drużynę baseballową, Lenny, Morris i Hank obstawiali kucyki.

Wiem, że to karykatura, a nawet banał, ale schvitzing łączy mnie z czymś starszym i większym: wschodnioeuropejskimi Żydami, którzy przybyli do Chicago, zbudowali dziedzictwo ciężką pracą i pośpiechem i potrzebowali miejsca, by cieszyć się codziennym i niedrogim luksusem pocenia kaca lub stresu życia. W połowie lat czterdziestych tęsknię za takim doświadczeniem. A jednak społeczność takich mężczyzn jest dziś niezwykle rzadka, ponieważ całe to doświadczenie stało się modne; czynność siedzenia i pocenia się została przepakowana jako część „kultury kąpieli”, a chodzenie do nowszych saun może wydawać się bardziej rutyną zdrowotną, a nie tylko – wybaczcie wyrażenie – sposobem na rozładowanie napięcia. Ludzie twierdzą, że to część powrotu do „analogowego życia” i może to prawda, ale po prostu chciałbym, żebyśmy robili to bez większego namysłu. Teraz mamy społeczności zbudowane wokół podcastów i rozmawiamy ze sobą na czatach grupowych, i nosimy w sobie urazę i gniew; Możliwość znalezienia się w miejscu, w którym zdejmiemy ubrania, usiądziemy i nie będziemy myśleć o niczym, podczas gdy pot będzie kapał na podłogę, jest dokładnie tym, czego teraz wszyscy potrzebujemy.

Wszyscy bylibyśmy w lepszej sytuacji, gdybyśmy posiedzieli razem w pokoju, zaczerpnęli trochę pary i wypocili nasze problemy. To nie wyleczy wszystkiego, ale dobry schvitz może sprawić, że będziemy trochę mniej pobudzeni i rozdrażnieni.

Jason Diamond jest autorem książek „Searching for John Hughes” , „The Sprawl” i współautorem „New York Nico’s Guide to NYC” (z Nicolasem Hellerem) oraz powieść Fabuła Kaplana .

esquire

esquire

Podobne wiadomości

Wszystkie wiadomości
Animated ArrowAnimated ArrowAnimated Arrow