Martin Caparros, człowiek stworzony z literatury

Przybywa ubrany na czarno, ze swoimi zwykłymi, cesarskimi wąsami , teraz siwymi. Za nim gest wciąż nieczytelny. Pozuje potulnie do zdjęć. Pozwala im być widzianym, chyba że zdaje sobie sprawę, że jego wózek inwalidzki się nie mieści. To nie jest niezręczna chwila. Radzi sobie ze swoją zmotoryzowaną sytuacją z cierpliwością, ale bez rezygnacji . Zadaje pytania: „Kto jest teraz w gazecie?”, „Jak się miewa redakcja?” i chce usłyszeć odpowiedzi. Ma w ręku ciasteczko z kawałkami czekolady i ostrzega, że dobrze by było, gdyby nie pojawił się na zdjęciach. Chowa je za filiżanką kawy, którą przyniesiono mu przed chwilą i podąża za sugestią kliknięcia. Twarzą do okna. Z ciemnym tłem. Przed białą ścianą. Mówi : „Niedziałający dyktafon to koszmar dziennikarza”, a jego wzrok wędruje ku konkretnemu wspomnieniu .
Pocztówki z wczorajszego hołdu dla @martin_caparros . Niezapomniane chwile. ❤️ Niektóre zdjęcia są od @revistaanfibia, inne są moje, a jedno zostało skradzione z Instagrama @LauCuk . pic.twitter.com/SnZ4gs5tk8
— Claudia Piñeiro 💚 🧡 (@claudiapineiro) 11 lipca 2025 r.
Relacja nigdy nie zaczyna się formalnie; wypływa z luźnej rozmowy, do której angażuje się z życzliwością, zainteresowaniem i niespiesznie. Nie spieszy mu się z promocją książki czy wydarzenia. Opowiada anegdoty , jak ta, gdy po wywiadzie, będąc bardzo młodym, odkrył, że dyktafon się zaciął. „Musiałem usiąść i sprawdzić, co sobie przypomniałem, i przepisać z pamięci” – śmieje się teraz z dystansu. Czy to naprawdę Martín Caparros, żrący kronikarz, który nie odpuszcza niczego , zarówno w swojej beletrystyce i literaturze faktu , jak i w mediach społecznościowych, kiedy odpowiada, walczy i kłuje swoich adwersarzy? Tak, jest. Ale jest w nim coś innego.
Jest w Buenos Aires z niemal miłosną wizytą . Przyjechał na prośbę przyjaciół, którzy zorganizowali dla niego występ w czwartek, 10 lipca, w Teatrze Alvear. „ Zazdrościli nam, bo robiliśmy to w Hiszpanii, w Ateneo de Madrid, z ludźmi, którzy tam byli . To replika, czyli wersja z Buenos Aires” – wyjaśnia z niemal dziecinną zarozumiałością. Clarín jest jedną z firm, które towarzyszyły tej wizycie.
A. Przede wszystkim zaczęła pisać swoje wspomnienia, które opublikowała w 2024 roku, po tym, jak dowiedziała się, że choruje na stwardnienie zanikowe boczne (SLA). Nie planowała ich publikować, jak twierdzi. „Powiedzieli mi, że umrę” – tak się to zaczyna. A stamtąd, z precyzją i przesadą, oddaje swój puls najlepszej kroniki na służbę czemuś innemu : opowiadaniu o swoim życiu, a co równie ważne, zrozumieniu, jak umiera.
Martína Caparrósa w Buenos Aires. Zdjęcie: Fernando de la Orden.
Jak sam mówi, to było osobiste ćwiczenie, które pozwoliło mu pisać w ten sposób . Jest równie błyskotliwy i błyskotliwy jak zawsze, mistrzem opowieści, z różnorodnymi anegdotami, zawsze prezentującym błyskotliwy dowcip, ale teraz, dzięki temu, otwiera również inne drzwi. W jakiś sposób zachęca czytelnika do poczucia pilności w odniesieniu do teraźniejszości ; jednocześnie wzywa go do bycia obecnym w teraźniejszości.
W końcu wyszedł w świat. Oczywiście. Literatura to akt, którego kulminacją jest czytanie innym. A Caparrós jest zrobiony z literatury. Tego wieczoru w Teatrze Alvear pisarze, dziennikarze i członkowie rodziny, wielu z jego bliskich, byli obecni na uroczystości upamiętniającej go w poruszającym przedstawieniu. Każdy z gości odczytał wcześniej wybrany fragment z tej intymnej i publicznej książki, w której krzyżują się życie i choroba, ale także wspomnienia, wyobraźnia, teraźniejszość i wizja przyszłości.
Kiedy wjechał na swoim elektrycznym wózku inwalidzkim, napędzanym silnikiem, symbolicznym i realnym, otrzymał owację na stojąco. „Oszukali mnie, żebym tu przyszedł. Powiedzieli, że nie będę musiał przemawiać” – powiedział i podziękował „grupie przyjaciół”, która zorganizowała to wydarzenie.
Jedną z pierwszych osób, które wyszły z cienia, była psychoanalityczka i historyczna postać ruchu legalnej aborcji w Argentynie, Martha Rosenberg, jego matka, która powiedziała mu „Mopi”, pseudonim znany Caparrósowi od dzieciństwa. Ta anegdota, jej motyw i pochodzenie zostały wyjaśnione w tekście, który przeczytał jego brat Gonzalo. Nadeszła jej kolej, by podzielić się kilkoma akapitami, w których jej syn snuje hipotezy na temat momentu poczęcia. To było coś nowego; nie powtórzyło tego, co miało miejsce w Madrycie. Był to moment komedii rodzinnej i pełnej współudziału, który spotkał się z serdeczną i wzruszającą owacją publiczności.
Pisarz i dziennikarz Martín Caparrós w otoczeniu przyjaciół na scenie Teatru Alvear. Zdjęcie: Martín Bonetto.
Podczas spotkania pod nazwą „Caparrós and Friends”, siedząc przy barowych stolikach, Claudia Piñeyro, Matilde Sánchez, Cristian Alarcón, Leila Guerriero, Maria O'Donnell, Daniel Guebel i Graciela Speranza , a także inne osobistości świata kultury, chłonęli słowa autora. Miguel Rep rysował na żywo, a ilustracje wyświetlano na ekranach. Wstęp był bezpłatny, a publiczność była pełna młodych dziennikarzy, współpracowników, czytelników i uczniów.
Dwa dni wcześniej, we wtorek po południu, Wydział Filozofii i Literatury UBA przyznał mu tytuł doktora honoris causa. Uroczystości przewodniczyli rektor Ricardo Gelpi, dziekan Ricardo Manetti, prodziekan Graciela Morgade i Guebel, przyjaciel autora Ñamérica , który przewodniczył laudacji i między innymi powiedział: „Martín jest naszym Balzakiem”.
Uhonorowany zażartował trochę: „Mój ukochany dziadek, lekarz, zawsze nazywał się doktor Caparrós; mój bardzo tęskniony ojciec, lekarz, zawsze nazywał się doktor Caparrós. Nie ja; byłem, jeśli już, to do tej pory Pelado Caparrósem albo idiotą Caparrósem, albo jakimś podobnym epitetem ” – i pozwolił sobie na odrobinę wrażliwości. „Jestem pod wrażeniem i wzruszony tym wyróżnieniem w jednym z niewielu miejsc, w których czuję, że należę” – stwierdził.
Martína Caparrósa w Buenos Aires. Zdjęcie: Fernando de la Orden.
Wcześniej tego ranka przyjechał na rozmowę z Clarín do hotelu w centrum miasta, w którym się zatrzymał, zostawił ciasteczko po kawie i był... szczęśliwy? Czysty spokój, pewna przenikliwość. Jego oczy błyszczały. Ta sama postawa i gest, które prezentuje podczas każdego publicznego wystąpienia podczas tej wizyty w Argentynie.
Ale on wciąż jest tym samym starym Caparrósem . „Boli mnie powrót do kraju, w którym piętnaście milionów ludzi wybrało szalonego wrzaskuna, samolubnego oportunistę, naśladowcę martwego psa, tak nieprzyjemnego i pierwotnego osobnika , aby nimi rządził” – powiedział na Uniwersytecie w Buenos Aires (UBA), publikując później artykuł w magazynie Anfibia. Teraz szczerzy zęby. Mógł to być uśmiech, a może wręcz przeciwnie . „Mój charakter wcześniej mógł być postrzegany jako wyniosły, nieco cyniczny. Ale od 12 czy 13 lat tak nie jest” – zastanawia się, a następnie, jak ktoś, kto wie, jak być po drugiej stronie, poddaje się dynamice, której wymaga raport.
– A jaka jest Twoja obecna postać?
– Nie wiem. Z dziwnymi rysami. Na wózku inwalidzkim. I z pewnym optymizmem.
Pisarz i dziennikarz Martín Caparrós na scenie Teatru Alvear. Zdjęcie: Martín Bonetto.
– Bo studiowałem historię. A historia nauczyła mnie, że na dłuższą metę żyjemy coraz lepiej. My, ludzie, mamy nieskończoną wartość: postęp. Dwieście lat temu byli ludzie, którzy byli właścicielami innych ludzi, i 90 lub 95 procent światowego wskaźnika analfabetyzmu, obok innych okrucieństw. Jeśli porównamy to z tym, jak żyjemy dzisiaj, i chociaż wszystko teraz jest do dupy, to może to do dupy jest o wiele lepsze. I tak dalej, i tak dalej.
Historia nauczyła mnie, że na dłuższą metę żyjemy coraz lepiej.
– Myślisz więc, że ta sytuacja w kraju i na świecie niedługo się zmieni?
– W tym tkwi problem. Perspektywa czasu jest odległa. Oczywiście, ma to związek z faktem, że czas historyczny jest krótki w historii, ale nie w byciu tu i teraz.
Caparrós przyjechał również do Argentyny, aby zaprezentować „Prawdziwe życie José Hernándeza” (opowiedziane przez Martína Fierro), zabawny eksperyment skomponowany we współpracy z Repem za ilustracje. Tekst to długi poemat, który satyrycznie nawiązuje do formy i tonu narodowej książki gaucho. „I taki właśnie był José, mówię wam, / Rafael Hernández i inni: / Pueyrredón, ot tak, / z rodziny tak sławnej / z przejmowania rzeczy / i pól innych” – pisze w rytm vigüeli.
Pisarz Martín Caparrós otrzymał tytuł doktora honoris causa Uniwersytetu w Buenos Aires (UBA) z rąk rektora Wydziału Filozofii i Literatury Ricardo Gelpiego, dziekana Wydziału Filozofii i Literatury Ricardo Manettiego oraz prodziekan Gracieli Morgade. Zdjęcie: dzięki uprzejmości FFyL.
Również w tej książce, będącej częścią Biblioteki Martina Caparrósa wydawnictwa Random House, pojawiają się przebłyski czegoś, co może być czymś więcej niż tylko żartobliwym ćwiczeniem wcielania się w postać, by opowiedzieć historię jej autora . Chwilami można dostrzec pewne autobiograficzne wyznanie pisarza. „Moja wolność rodzi się/z każdym wersetem, który piszę:/z nimi żyję i przeżywam na nowo/i czuję się odrodzony,/bo nikt nie ucieknie od bycia/tym, co mu przeznaczył los” – pojawia się we fragmencie. Teraz upija łyk tej na wpół porzuconej kawy i zauważa: „Dla ludzi takich jak my, którzy lubią bawić się słowami, te rzeczy nas bawią”.
– Czy dlatego zdecydował się Pan napisać ją w ten sposób, zamiast nadać jej bardziej formalny charakter, jak w Pana powieściach Echeverría czy Sarmiento?
– Prawdę mówiąc, zacząłem czytać o Hernándezie, żeby zobaczyć, co zasugerował, i pisanie powieści wydało mi się niesamowicie nudne. Więc się poddałem. Ale pewnego dnia przyszło mi do głowy pytanie: A gdybym pisał wierszami Martína Fierro? Naprawdę lubię bawić się wierszem, a jeśli mam jakąś zaletę, to jest nią, że tak powiem, pewien słuch do muzyki słów. Potem przyszło mi do głowy kolejne pytanie: A co, gdyby Fierro opowiedział w swoich wierszach prawdziwe życie autora? I wtedy zacząłem pisać.
– Skąd się wzięły te pytania?
„To bardzo ciekawe, jak on się prezentuje, Hernández. Nikt o nim niewiele wie, a to niewiele, co wiemy, zawdzięczamy wpływowi Martína Fierro. Innymi słowy, wyobrażamy go sobie jako podobnego do Martína Fierro, podczas gdy on był jego przeciwieństwem. Pochodził z jednej z tych rodzin, które wygnały gauchów, by przejąć pampy. Uznałem więc za interesujące, wręcz zabawne, że gaucho opowiada nam z sympatią i urazą o swoim autorze”.
Pisarz Martín Caparrós otrzymał Honoris Causa Uniwersytetu w Buenos Aires. Zdjęcie: Martin Bonetto.
– Co ci się podoba w rymowaniu?
– Z jednej strony, są one tworzone z szeregu elementów, które zazwyczaj nie są wykorzystywane w celach rozrywkowych. Słowo „zabawa” jest dla mnie trudne, ale powiedzmy raczej „zabawa”. Z drugiej strony, mają bardzo surowe zasady. To gra. Wszystkie istniejące gry są zbiorem zasad. I poza tym, że jest to łatwe, uważam za zabawne sprawdzanie, jak mogę te zasady wykorzystać i nagiąć. To jest najciekawsze.
– Piszesz piosenki w podobnym stylu, prawda?
– Tak. To nałóg, haha. Tworzę piosenki ze sztuczną inteligencją. Najpierw muszę napisać kiepski wiersz, a potem znaleźć do niego pasującą muzykę, że tak powiem. Bawię się świetnie. To znaczy, spędzam godziny wpatrzony w niego.
Gdybym miał nakłonić GPT Chat do napisania mojej niedzielnej kolumny, byłbym idiotą.
– Poza doświadczeniami związanymi z grami, co sądzisz o sztucznej inteligencji?
– Myślę, że używanie go do rzeczy, których nie da się zrobić, jest uzasadnione. Nie piszę piosenek i nie mógłbym ich nagrać. Więc w tym sensie wydaje mi się to niewiarygodne. Nie sądzę jednak, żeby używanie go do rzeczy, które mogę zrobić, było uzasadnione. To znaczy, gdybym miał nakłonić GPT Chat do napisania mojego niedzielnego felietonu, byłbym idiotą. Marnowałbym czas, oszukując siebie i moich czytelników. Myślę, że to jest granica.
Martín Caparrós, Mopi, Dr. Caparros, nie ustaje w swojej pracy . Niedawno opublikował również „Sindiós” (Sindiós) , esej narracyjny, w którym rozważa rolę wielkich religii . To krótka książka pełna idei, która zachęca nas do refleksji nad drogą, która doprowadziła ludzi do wiary w niewidzialne moce. Albo, jak ostrzega fragment na tylnej okładce: „Ocena ich skutków i rezultatów, odrzucenie ich opresyjnej mocy, krótka proklamacja nadziei na świat bez bóstw”.
I to nie wszystko. W październiku odbędzie się globalna premiera książki „BUE” , o której autor i wydawca wolą nie mówić , ale w tytule kryje się mała wskazówka: „Jak skrót od Buenos Aires” – ktoś wykrzykuje, po czym szybko milknie.
– Co zamierzasz teraz zrobić, kiedy skończymy rozmawiać?
– Naprawdę chciałbym w końcu zjeść to ciasteczko, które było ukryte za kubkiem z kawą. Spójrz, ma tyle kawałków czekolady.
- Urodził się w Buenos Aires w 1957 roku i ukończył historię w Paryżu.
Martína Caparrósa w Buenos Aires. Zdjęcie: Fernando de la Orden.
- Redagował czasopisma książkowe i kulinarne, podróżował po pół świata, tłumaczył Voltaire’a, Szekspira i Quevedę, a także otrzymał nagrodę Planeta Latin America Prize, nagrodę Króla Hiszpanii i stypendium Guggenheima.
- Wśród wielu innych książek znajdują się powieści: To Whom It May Concern, The Living (nagroda Herralde Novel Prize 2011), Comí i Echeverría; kroniki Una Luna ; a także eseje: El Hambre i Ñamérica .
- Był jurorem nagrody Clarín Novela w dwóch edycjach, a w zeszłym roku opublikował sześć tytułów poświęconych sprawom policyjnym, które składają się na serię Los tangos de Rivarola dla wydawnictwa Ñ i Penguin Random House.
- Jego najnowsze książki to Before Anything Else, The True Life of José Hernández (opowiedziane przez Martína Fierro) i Godlessness: What's the Point of Believing in the Incredible?
Clarin