Jak to jest żyć bez smartfona

Decyzja zapadła pod wpływem impulsu podczas wizyty u mojej siostry w Pittsburghu w kwietniu tego roku. Miała ten podstawowy telefon z klapką TCL, który leżał nieużywany, taki, który kupuje się, gdy zepsuje się prawdziwy telefon i trzeba sobie jakoś radzić. „Weź go” – powiedziała. Tak zrobiłem.
Nie zrodziło się to z jakiegoś dramatycznego momentu upadku technologii. Nie skazałem się na rozpacz. Ale jako student prawa na Uniwersytecie Michigan przygotowujący się do egzaminów końcowych zauważyłem coś niepokojącego: nawet po usunięciu Instagrama i aplikacji społecznościowych z mojego iPhone'a 13 nadal marnowałem godziny codziennego czasu przed ekranem. Filmy na YouTube o tematach, które mnie przelotnie interesowały. Kompulsywne sprawdzanie wiadomości. Niekończący się, algorytmiczny pociąg do jeszcze jednej rzeczy.
Mój punkt krytyczny był dość prozaiczny. Próbowałem skupić się na czytaniu na zajęcia, a gdzieś z tyłu głowy czułem swędzenie. Mój przyjaciel przebiegł maraton i chciałem sprawdzić Stravę, żeby zobaczyć, jak mu poszło. Nie potrzebowałem pilnych informacji, ale to swędzenie stało się przytłaczające. Nieuchronnie otworzyłem telefon, żeby zrobić jedną rzecz, a potem przewijałem dziesięć innych, wciągany przez kaskadę powiadomień.

Dzwonię za pomocą telefonu z klapką TCL.
Niedawno zdiagnozowano u mnie ADHD i uznałem, że mam wystarczająco dużo problemów z koncentracją, żeby bez noszenia w kieszeni urządzenia wytwarzającego dopaminę.
Więc dokonałem zmiany. Telefon z klapką TCL był jak podróż w czasie. Nagle przeciągałem pliki muzyczne z komputera, tak jak robiłem to jako dziecko, planowałem trasy z wyprzedzeniem i nosiłem prawdziwe książki i aparat typu „point-and-shoot”. (Aparat TCL jest okropny.)
Pierwszym zaskoczeniem było to, jak bardzo ludzie opierają się dzwonieniu do ciebie. Ludzie nienawidzą rozmawiać. Wysyłanie wiadomości tekstowych stało się tak zakorzenione w sposobie, w jaki się komunikujemy, że proszenie znajomych, aby faktycznie wybrali mój numer, było jak prośba o wysłanie telegramu. Większość nadal wysyłała wiadomości tekstowe na mój numer, który nadal był przesyłany do iMessage na moim laptopie. Mogłem wycofać swój numer z ekosystemu Apple, ale tego nie zrobiłem; miło było nadal móc pisać dłuższe wiadomości, gdy było to potrzebne.
Ale kiedy ludzie dzwonili, rozmowy były bardziej efektywne i znaczące. Po co spędzać pięć minut na pisaniu akapitu na telefonie z klapką, skoro można po prostu rozmawiać? Fizyczne ograniczenie wymuszało lepszą komunikację.
Drugie objawienie uderzyło mnie w przestrzeni publicznej. Bez ekranu, na który mógłbym patrzeć, zacząłem patrzeć w górę. Naprawdę patrzeć. W muzeum w Detroit, nawiązałem rozmowę z inną osobą bez telefonu podczas przerwy. W pociągach, zamiast dołączyć do zbiorowej grupy z głową w dół, skanowałem wagon, obserwowałem ludzi, od czasu do czasu nawiązywałem przypadkowy kontakt wzrokowy z innymi. Stałem się bardzo świadomy tego, jak często jesteśmy pogrążeni w naszych urządzeniach. To było odświeżające, ale też dziwne, jak bycie jedyną osobą zwróconą twarzą do ściany w windzie pełnej ludzi zwróconych twarzą do drzwi.
Jest coś niepokojącego w byciu jedyną osobą, która nie patrzy na urządzenie. Wszyscy są zwróceni w dół, podczas gdy ty skanujesz pokój, czytasz reklamy, obserwujesz ludzkość. Czasami czułem się, jakbym wtrącał się, po prostu obserwując świat wokół mnie.
Bez mapy w kieszeni nawigacja staje się przygodą, a czasami ciężarem. W znanym Ann Arbor, w porządku. W nowych miejscach musiałbym planować z wyprzedzeniem, czasami się gubić, dzwonić do dziewczyny, żeby poprowadziła mnie przez ulicę, żeby zapytać, czy jestem blisko. Część mnie lubiła to ograniczenie, ale martwiłem się, że staję się przyjacielem, który nie potrafi zrozumieć podstawowej logistyki.
Życie analogowe w cyfrowym świecie oznaczało również noszenie większej ilości rzeczy. Moja mała torba rowerowa na ramię stała się niezbędna, wypchana długopisem i papierem do szybkich notatek (pisanie na klawiaturze telefonu z klapką to tortura), fizyczna karta kolejowa zamiast cyfrowej płatności zbliżeniowej i mapa rowerowa, której rzadko używałem, ale bez której czułem się nagi.

Musiałem ręcznie przeciągnąć pliki muzyczne z komputera na telefon z klapką.
Współczesny świat nie chce, żebyś żył bez smartfona. Menu z kodem QR w restauracjach. Dwuskładnikowe uwierzytelnianie dla kont szkolnych, które wymagają aplikacji, a nie SMS-ów, problematyczne, gdy piwnica twojej szkoły prawniczej nie ma sygnału komórkowego. Musiałbym wleźć na górę na dziedziniec, żeby zalogować się do mojego portalu studenckiego.
Najbardziej brakowało mi nie mediów społecznościowych ani alertów informacyjnych — to były podcasty. Moja codzienna ścieżka dźwiękowa Philosophize This! i 5–4 , NPR w czasie dojazdów do pracy i podcasty prawnicze, które sprawiały, że chodzenie wydawało się produktywne. Mój tata dał mi stare radio, ale noszenie go ze sobą wydawało się zbyt dużym wyzwaniem.
Przegapiłem najświeższe wiadomości o godziny zamiast minut. Czułem się odłączony od pulsu informacji w czasie rzeczywistym, który smartfony dostarczają bezpośrednio do naszych układów nerwowych.
Ale oto, czego nie przegapiłem: kompulsywne sprawdzanie. Fantomowe wibracje. Algorytmiczne królicze nory, które zamieniły „szybkie sprawdzenie poczty e-mail” w 45-minutowe oglądanie na YouTube tematów, które mnie nie obchodziły.
Reakcje znajomych były przeważnie ciekawością zmieszaną z lekką zazdrością. Jeden z przyjaciół z Michigan zasypywał mnie pytaniami, szczerze zafascynowany. Bliski przyjaciel zaśmiał się i powiedział: „Oczywiście, że to ty byś to zrobił”. Nie złośliwy, po prostu niezaskoczony. Przygotowałem się na przewracanie oczami na temat hipsterskiej afektacji, ale to była głównie moja własna niepewność. Prawdziwe zamieszanie pochodziło od starszych pokoleń. Mój tata, który dorastał z telefonami z klapką, nie mógł zrozumieć, dlaczego dobrowolnie cofnąłem się do technologii, od której on tak bardzo chciał uciec. Dla niego to nie był minimalizm; to był masochizm.
Po dwóch miesiącach wróciłem na kemping tego lata. Potrzebowałem GPS-u na międzystanową podróż z przyjaciółmi i nie chciałem, aby mój eksperyment z minimalizmem cyfrowym utrudniał im doświadczenie. W chwili, gdy ponownie aktywowałem iPhone'a, stare wzorce natychmiast powróciły. Nawet próbując myśleć o tym, jak zebrać myśli do tego eseju, walczę z chęcią sprawdzenia czegoś, czegokolwiek, aby wypełnić tę chwilową przestrzeń stymulacją.
Telefon z klapką nauczył mnie, że nuda nie jest problemem do rozwiązania. To przestrzeń do zamieszkania. Ale w świecie stworzonym dla natychmiastowej gratyfikacji, wybór tej przestrzeni wymaga ciągłej, wyczerpującej czujności.
esquire