Bitwa pod Verdun: Nieudany przełom przeradza się w katastrofę. Po trzystu dniach bitwa kończy się śmiercią setek tysięcy ludzi


General Photographic Agency/Hulton Archive przez Getty
Dlaczego Verdun? Dlaczego dokonano ataku na najsilniejszą twierdzę Francji? Rzesza Niemiecka, mająca mniejsze zasoby ludzkie i ekonomiczne, nie może sobie pozwolić na wojnę na wyniszczenie. Dlatego Erich von Falkenhayn, szef niemieckiego Sztabu Generalnego, chciał szybko podjąć decyzję o losach wojny, do wiosny 1916 r., zanim Ententa mogłaby rozpocząć własną dużą ofensywę.
NZZ.ch wymaga JavaScript do prawidłowego działania ważnych funkcji. Twoja przeglądarka lub program blokujący reklamy obecnie to uniemożliwia.
Proszę zmienić ustawienia.
Podobnie jak francuski generalissimus Joseph Joffre i marszałek polowy Douglas Haig, dowódca Brytyjskich Sił Ekspedycyjnych, Falkenhayn również poszukuje świętego Graala wszystkich generałów wojny światowej: przełomu operacyjnego i powrotu do mobilnej wojny. Podobnie jak Joffre i Haig, on również wyciągnął istotny wniosek z licznych nieudanych prób dokonania masowego przełomu: nie ma przełomu bez wcześniejszego wyczerpania rezerw wroga.
Taktycznie Falkenhayn chce wykształcić w sobie potrzebę kontrataku. Celem jest szybkie wyczerpanie rezerw wroga. Tylko wtedy, jego zdaniem, będzie można osiągnąć przełom poprzez kontynuację działań z dywizjami rezerwy armii niemieckiej. Szef sztabu dąży do pewnego rodzaju „przełomu przez granicę”. Ostatecznym celem jest powrót do mobilnej wojny, a nie „wykrwawianie” wroga.
Ale w jaki sposób można sprowokować przeciwnika do beznadziejnych ataków? Odpowiedź: Ofensywa rozpoczynająca atak musi zagrażać celowi, którego wróg nie chce porzucić. Falkenhayn ma nadzieję, że to właśnie jest twierdza Verdun. 5 Armia poprowadzi atak na Verdun. Nominalnie podlega naczelnemu dowództwu następcy tronu Prus Wilhelma. W rzeczywistości jednak wojskami dowodzi jej szef sztabu, generał Constantin Schmidt von Knobelsdorf.
Zmuś przeciwnika do atakuW ścisłej tajemnicy w lasach na północny wschód od Verdun gromadzona jest bezprecedensowa masa artylerii. Z ich pomocą stosunkowo niewielkie, ale łatwiejsze do kontrolowania siły piechoty mają przeprowadzić atak klinowy wyłącznie na wschodnim brzegu Mozy, na Côtes de Meuse.
Atak ten ma trwać nieprzerwanie przez około tydzień, aż do zdobycia kluczowej linii, która zadecyduje o przejęciu twierdzy: łączy ona kilka grzbietów na Côtes i rozciąga się od pośredniego fortu Thiaumont do fortu Tavannes. Verdun leży w kotlinie dolinnej. Wschodni brzeg wyraźnie góruje nad miastem. Ten, kto zdobędzie kluczową linię, będzie kontrolował miasto. To właśnie tutaj powinna pojawić się potrzeba kontrataku.
Falkenhayn chce za wszelką cenę zdobyć miasto i twierdzę – choćby ze względów propagandowych. Ale Verdun jest tylko celem drugorzędnym. To, czy nad miasteczkiem powiewa flaga trójkolorowa, czy cesarska, nie może zadecydować o zwycięstwie lub porażce w wojnie światowej. Falkenhayn jest tego świadomy, podobnie jak Haig i Joffre. Największym zmartwieniem Falkenhayna było to, że wróg mógłby opuścić Verdun, utworzyć nowy front obronny za Mozą, a niemiecki atak mógłby zamienić się w atak lotniczy.
W rzeczywistości całe francuskie planowanie nie koncentruje się na tym, jak utrzymać Verdun, lecz wyłącznie na kwestii dostarczenia na czas sprzętu i wojsk. W każdym razie uważa się, że twierdze utraciły swoją wartość militarną. Dzieje się tak ze względu na najcięższą niemiecką artylerię. W Belgii z łatwością przebijała się przez sufity wszystkich fortyfikacji.
To jest jedna strona planu Falkenhayna. Z drugiej strony zawsze ma na oku brytyjski sektor frontu zachodniego. Falkenhayn uważa Brytyjczyków za łatwiejszego przeciwnika. Uważa, że ofensywa pod Verdun zmusi Haiga do przeprowadzenia pospiesznego ataku odsieczowego w Artois ze względu na politykę sojuszniczą. To właśnie to powinno ostatecznie otworzyć możliwość przełomu w kontrataku dywizjami niemieckiej rezerwy armii, jeśli tak można powiedzieć, na ruinach nieudanej ofensywy Artois.
Oto kalkulacja Falkenhayna: przełamanie bariery albo w dalszym ataku pod Verdun, albo w kontrataku pod Artois! Falkenhayn wie: Karabiny maszynowe i szybkostrzelna artyleria zapobiegną staromodnej wojnie przemieszczania się. Uważa jednak, że możliwa jest „pewien rodzaj mobilnej wojny z użyciem umocnień polowych” (Falkenhayn). Czternaście dni, maksymalnie pięć tygodni – tyle mniej więcej ma czasu do wyczekiwanego przełomu.
Czerwona płachta na „brytyjskiego byka”Zasadniczo uważa, że zniszczenie wrogiej armii liczącej miliony jest niemożliwe. Falkenhayn liczy jednak na to, że wysokie straty i szok związany z powrotem do mobilnej wojny nagle złagodzą wolę oporu w Wielkiej Brytanii i Francji.
Właśnie dlatego wzywa do wznowienia wojny podwodnej bez ostrzeżenia. Verdun i morze były ze sobą ściśle powiązane od samego początku. Nieoczekiwana wojna podwodna oznacza wojnę z Ameryką. Ale Falkenhayn chce rozstrzygnąć walkę, zanim potęga USA odbije się na Europie. Według jego obliczeń broń podwodna odgrywa podobną rolę, jak ofensywa pod Verdun. Jest to, można by rzec, czerwona płachta, która ma jeszcze bardziej sprowokować „brytyjskiego byka” do pochopnego ataku, np. na niemieckie bazy okrętów podwodnych we Flandrii.
Rozpoczyna się wielka, siedmiotygodniowa operacja, która odbywa się w ścisłej tajemnicy. Trzeba przewieźć ogromne ilości materiału. Kolejki linowe transportują zapasy i amunicję aż do Côtes. W akcji bierze udział 20 kompanii budowy kolei, 26 kompanii wzmacniających oraz 7000 rosyjskich jeńców wojennych, łącznie około 20 000 osób. Składy amunicji służą do gromadzenia pocisków.
Po raz pierwszy cała masa niemieckich samolotów zebrała się na małej przestrzeni. 168 samolotów, 14 balonów na uwięzi i 4 sterowce. Mgła, deszcz i śnieg przez wiele tygodni utrudniały francuskim lotom rozpoznawczym. I tak na początku lutego zakończyła się największa w historii akcja artyleryjska. W Damvillers na pomniku marszałka Gérarda wisi tablica z napisem: „Na Verdun”.
Trzy korpusy szturmowe zajmują swoje pozycje. W centrum uwagi znajduje się Fort Douaumont, „okręt flagowy” twierdzy. Korpus ma zdobyć wschodni brzeg za jednym zamachem, bez żadnej zmiany.
Środa, 21 lutego 1916, godzina 7:12: Następca tronu wydaje rozkaz do ataku. Ziemia drży w lesie Warphémont. Pierwszy pocisk wystrzeliwuje 38-centymetrowe działo dalekiego zasięgu „Long Max”. Następnie następuje 1220 strzałów. Nawet w Montmédy trzęsą się szyby w oknach. 150 kilometrów dalej, na froncie w Wogezach, nagle można usłyszeć nieustające dudnienie. Tam również ziemia drży, podobnie jak nieustanny odgłos werbla zagłuszany uderzeniami kotłów. Nawet 60 kilometrów od pola bitwy, obrazy na ścianach salonów poruszają się w nieustannym ruchu – dziewięć godzin bez przerwy.
Haig wpada w pułapkęNastępnie, czwartego dnia bitwy, nastąpił przełom: korpusy szturmowe mogły szybko posuwać się naprzód. Generał Frédéric-Georges Herr, dowódca ufortyfikowanego regionu Verdun, i generał Fernand de Langle de Cary, dowódca Grupy Armii Środek, chcą opuścić wschodni brzeg i ewakuować miasto. Jednak nocą 25 lutego generał Édouard de Castelnau, szef sztabu Joffre’a, z własnej inicjatywy i w trakcie śnieżycy podjął się 300-kilometrowej nocnej podróży samochodem z Chantilly, siedziby Grand Quartier Général, do Verdun. Jego interwencja w decydującym stopniu przyczynia się do jeszcze większego zaostrzenia oporu na wschodnim brzegu.
A Haig także wpada w pułapkę Falkenhayna! Szef natychmiast wydaje rozkaz przeprowadzenia ataku odsieczy. Ale na razie Joffre przychodzi mu z pomocą: Generalissimus spodziewa się, że główny cios nastąpi z innej części frontu francuskiego. Podobnie jak Falkenhayn, zachowuje rezerwy na kontratak. Jednak możliwość pospiesznego ataku ze strony Brytyjczyków pozostaje brana pod uwagę. Rada Wojenna w Londynie podejmuje decyzję, że Haig musi wziąć udział w brytyjsko-francuskiej akcji ratunkowej w Artois, gdy tylko dojdzie do katastrofy pod Verdun.
Mono Print Zjednoczone Archiwa / Imago
Dla Joffre’a nocna wizyta szefa rządu zmienia sytuację. Aristide Briand obawia się o Verdun, obawia się o swój rząd, grozi Joffre’owi dymisją w Chantilly, krzyczy i wścieka się – i w końcu zwycięża. Wbrew wszelkim względom militarnym, Joffre akceptuje bitwę z powodów politycznych. Falkenhayn po raz kolejny obliczył poprawnie.
Piątego dnia bitwy Fort Douaumont zostaje zdobyty w niespodziewanym ataku. Okazuje się, że jest to punkt zwrotny pod kilkoma względami. Po pierwsze, bitwa staje się przedmiotem propagandy. Wiadomości te rozchodziły się po całej Rzeszy za pośrednictwem gazet specjalnych. W wielu miejscach rozbrzmiewają dzwony kościelne. To sprawia, że jeszcze trudniej jest zrezygnować z raz zdobytych korzyści.
Po drugie, Falkenhayn i Knobelsdorf są wręcz zdeterminowani, żeby wygrać. Teraz - triumfalnie, jakby pijany Falkenhayn - najważniejsze jest nie tylko pokonanie francuskich wojsk na froncie zachodnim, lecz ich zniszczenie! Obaj generałowie myślami pozostawili za sobą podbój wschodniego brzegu. Rozpoczęty już atak na zachodni brzeg został odwołany. Odległość do linii kluczowej wynosi zaledwie około 3000 metrów.
„Broń cud” zawodziPodczas gdy większa część niemieckiej artylerii jest zajęta zmianą pozycji, wyczerpana piechota natyka się na francuskie rezerwy, które Castelnau w ostatniej chwili skierował nie na zachodni, lecz na wschodni brzeg. I tak nieprzerwany ciąg ataku na linię kluczową w końcu dobiega końca. Niemieckie oddziały pozostają na ziemi, mniej więcej na wysokości lewej i prawej strony Fortu Douaumont.
Falkenhayn i Knobelsdorf przecenili skuteczność własnej artylerii. Ponadto liczba ciężkich dział jest nadal zbyt mała. Ponadto artyleria nie jest w stanie dosięgnąć wielu małych instalacji na polu pośrednim. Wbrew oczekiwaniom dachy fortów wytrzymują nawet najcięższe pociski. „Broń cud” armii zawodzi z powodu jakości specjalnego betonu.
Generał Philippe Pétain, nowy naczelny dowódca w Verdun, także codziennie sprowadza rezerwy. Przewaga atakujących maleje.
Dopiero teraz ostrzał francuskiej artylerii z zachodniego brzegu ma wręcz niszczycielski skutek. Na razie niemiecka piechota na wschodnim brzegu nie jest już tylko ostrzeliwana przez wrogą artylerię na Côtes, ale także przez francuskie działa na zachodnim brzegu – i znajduje się w ogniu krzyżowym. Na zachodnim brzegu baterie obrońców zajęły pozycje za grzbietem Marre, chronione przed obserwatorami niemieckiej artylerii na ziemi.
Rozkaz Falkenhayna o ataku na zachodni brzeg przyszedł teraz za późno. Pétain spodziewał się tego ataku od kilku dni. Jest przygotowany. A zatem atakujący mogą posunąć się jedynie do linii Toter Mann–Höhe 304.
To nie jest wystarczająco daleko. Niemieckie działa na zachodnim brzegu nie są w stanie przesunąć się wystarczająco daleko na południe, aby pokonać artylerię za grzbietem Marre. Dlatego nie jest możliwe nawet częściowe odciążenie naszych wojsk na wschodnim brzegu. Krótko mówiąc: impas.
"Do przodu!" lub „Całą drogę powrotną!”Na początku kwietnia strategia Falkenhayna ostatecznie zawiodła: kluczowa linia na wschodnim brzegu nie została osiągnięta, pod Verdun nie doszło do przełamania, w Artois nie przeprowadzono brytyjskiego ataku odsieczowego, a straty niemieckie dramatycznie wzrosły. Dopiero teraz walka zostaje przerwana. Dopiero teraz staje się to bitwą materiałów. Jednakże ofensywa utraciła swoje znaczenie strategiczne.
Falkenhayn ukrywa swoją porażkę przed sobą i innymi. Mówi krytykom, że armia francuska „wykrwawi się na śmierć” pod Verdun. Środek do celu milcząco staje się celem głównym.
Jednak już w trakcie bitwy wielu wyższych rangą oficerów sztabowych armii niemieckiej przebywających na froncie podejrzewało, że szacunkowa liczba ofiar francuskich może być całkowicie przesadzona.
Sztaby brytyjskie i francuskie często przeceniają straty niemieckie. Takie przesady są prawdopodobnie wynikiem nieświadomej postawy obronnej. Oficerowie sztabowi mogą łatwiej wytrwać i kontynuować działania pomimo ogromnych strat wśród własnych żołnierzy, jeżeli wierzą, że wróg poniesie jeszcze większe ofiary.
Dla Falkenhayn „wewnętrzne przejście” do walki materiałów jest przede wszystkim procesem psychologicznym. Knobelsdorf odgrywa tu ważną rolę. Za każdym razem, gdy Falkenhayn waha się i chce „położyć kres” Verdun, Knobelsdorf go popiera.
Knobelsdorf nie wierzy również, że przeciwnik „wykrwawi się na śmierć”. Jego jedyną troską jest niedopuszczenie do jawnej porażki. Tylko na kluczowej linii Thiaumont–Tavannes udało się ustanowić stałe pozycje niemieckie, pomimo niszczycielskiego ognia flankującego z zachodniego brzegu. Tam Knobelsdorf wygrałby zapewne także „nagrodę pocieszenia”: twierdzę Verdun. Stanie w miejscu na wschodnim brzegu, czyli przyjęcie postawy czysto defensywnej, jest niemożliwe ze względu na ogień flankujący. Jest tylko jedno „Naprzód!” lub „Całą drogę powrotną!”
Podarte ciałaTym właśnie różniły się one od wszystkich poprzednich bitew Wojny Światowej: na przykład w 1915 r. w Szampanii lub pod Loos linie atakujących zamarły na nowych pozycjach po tym, jak zostały wyczerpane. Takie wypalenie bitwy jest niemożliwe pod Verdun. Uwarunkowania topograficzne są głównym powodem tak długiej bitwy. Knobelsdorf daje nadzieję na dotarcie do kluczowej linii – w jakiś sposób. A Falkenhayn nie stawia mu żadnych ostatecznych terminów. W rezultacie do walki jest stopniowo angażowanych coraz więcej wojsk. Rezerwy armii topnieją.
Nastrój Falkenhayna jest niemal namacalny: autoperswazja i potrzeba usprawiedliwienia się w pozornie beznadziejnej sytuacji. Wkrótce setki tysięcy żołnierzy po obu stronach walczą o miasto, którego posiadanie wszyscy dowódcy wojskowi obu stron uważają w najlepszym razie za sprawę drugorzędną.
Na początku maja w Forcie Douaumont doszło do eksplozji amunicji. Ręce, nogi i torsy leżą dookoła, zdezorientowani żołnierze zataczają się, a pomiędzy nimi walają się porozrzucane materiały wojenne. W piwnicy leżą ciała zmarłych, ściśnięte jedno przy drugim, ułożone w wysoki stos, z całkowicie połamanymi kończynami. Siła eksplozji rzuciła nią o ścianę niczym lufą karabinu. Poszarpane ciała zwisają z sufitu.
Nad Côtes unosi się odór rozkładu . Jeżeli wiatr wieje z niekorzystnego kierunku, żołnierze zbliżający się do pola bitwy już na wiele mil przed dotarciem na miejsce czują słodki, ostry zapach. Tusze zwierząt, zwłoki i części ciał, porozrzucane na niemal każdym metrze kwadratowym pola bitwy, są wielokrotnie naruszane, rozczłonkowywane i pomniejszane przez uderzenia granatów. Martwi ludzie są wszędzie.
Gerhard von Heymann, „prawa ręka” Knobelsdorfa, coraz częściej namawia następcę tronu do zaniechania ofensywy. Wzywa do przejścia do procedury formalnego oblężenia. Według Heymanna pozwala to oszczędzać energię. Oczywiście, nie jest to pewne. Knobelsdorf w każdym razie nie chce o tym słyszeć. Pozwala na kontynuację masowych ataków. Heymann musi odejść.
Czas uciekaWalka ta przypomina kłótnię dwóch niewidomych osób o lepszy widok. Tylko powrót do pozycji wyjściowej mógłby znacznie zmniejszyć straty. W epoce Oświecenia, w epoce Rozumu, Fryderyk Wielki albo marszałek polowy Daun z pewnością wybraliby tę drogę.
W Verdun ani jeden oficer sztabowy nie wspomina o takiej możliwości! Siły zbrojne zawsze są odzwierciedleniem społeczeństwa. Verdun nie jest więc tylko wynikiem osobistej porażki, ale przede wszystkim wyrazem myślenia pewnej epoki.
Czas ucieka. Szefowie sztabów wszystkich armii niemieckich na zachodzie ostrzegają, że zbliża się potężna ofensywa wroga. 1 lipca rozpoczyna się wielki brytyjsko-francuski atak na Sommę. Ostatnie rezerwy armii niemieckiej nagle się wyczerpały. Po konsultacji z Falkenhaynem, Knobelsdorf nakazał „tymczasowe” wstrzymanie ofensywy na Verdun 12 lipca. Cesarz przenosi Knobelsdorfa na wschód. Niedługo potem Falkenhayn również musiał odejść. Jego następca, feldmarszałek Paul von Hindenburg, potwierdza zakończenie ofensywy pod Verdun. Ale to ani trochę nie poprawia sytuacji żołnierzy na wschodnim brzegu. Walki trwają.
Trzy punkty ostatecznie przełamały impas taktyczny na korzyść Francuzów: brak niemieckich rezerw, taktyka „burzy ogniowej” i nowe, ciężkie francuskie działa kolejowe. Nadal mogą przebijać się przez dachy fortów.
Wojska niemieckie nie mają więc innego wyjścia, jak tylko ewakuować Fort Douaumont. W październiku i grudniu francuska piechota, dzięki ofensywie ogniowej prowadzonej przez generała Roberta Nivelle'a, nagle odzyskała niemal całe terytorium, które niemieckie oddziały zdobyły w ciągu siedmiu miesięcy, ponosząc ogromne koszty.
Potwór pożerający własne dzieciZ liczbą ofiar wynoszącą około 700 000 – w tym ponad 300 000 zabitych – piekło Verdun kończy się po 300 dniach i 300 nocach niemal tam, gdzie się zaczęło.
Jak wpłynęło to na przebieg wojny? Po stronie aliantów, po pierwsze, główny ciężar walk przesunął się z Francji na Wielką Brytanię. Po drugie, Verdun utorowało drogę zespołowi Hindenburg-Ludendorff. Doprowadziło to do powstania swoistej dyktatury wojskowej. We Francji kryzys w Verdun przyspieszył przeniesienie władzy z najwyższego dowództwa wojskowego do parlamentu. W Niemczech było odwrotnie: tutaj „Ober Ost” i „mit zbawiciela” stawały się coraz silniejsze.
Po trzecie, Verdun przygotowało grunt pod nieoczekiwaną wojnę podwodną. Falkenhayn opowiadał się za wojną podwodną przed i w trakcie bitwy. Ale cesarz i kanclerz sprowadzili go na ziemię. Podczas bitwy wciąż mieli nadzieję, że decyzję uda się wymusić na lądzie. Po bitwie pojawiło się pytanie „Verdun czy Ameryka?” nie jest już aktualne. pozornie samo z siebie.
W styczniu 1917 roku Niemcy bez ostrzeżenia wypowiedziały wojnę podwodną. 6 kwietnia USA wypowiedziały wojnę. Dopiero teraz klęska imperium stała się naprawdę nieunikniona.
Narody są maszynami solidarności i wojny. Pod Verdun działania zgodne z ideałem narodowym, które zaowocowały całkowitą mobilizacją militarną, intelektualną i gospodarczą Europy, uczyniły niemożliwymi jakiekolwiek działania operacyjne, które próbowałyby chłodno rozważyć koszty i korzyści. Było to typowe dla całej wojny światowej.
Wszyscy gracze pozostali przyklejeni do stołu pokerowego. Każdy grał o swój dom i własność, bo najwyraźniej nie potrafił usprawiedliwić swoich straszliwych porażek bez „ostatecznego zwycięstwa”. Przywódcy wojskowi i politycy po obu stronach wydawali się być uwięzieni przez potwora, który, podobnie jak Saturn, pożerał własne dzieci – potwora zrodzonego z połączenia propagandy, opinii publicznej, wojny ludu przemysłowego i podstawowych przekonań epoki. Większość z tego wydawała się rozsądna, jeśli chodzi o szczegóły, ale nic w ujęciu całościowym. Strategicznie rzecz biorąc, bitwa ta nie miała znaczenia dla żadnej ze stron.
NastępstwaPo wojnie Falkenhayn twierdził, że chce „wykrwawić do białości” francuską armię. Nigdy nie planował przełomu, a zdobycie Verdun nie miało znaczenia. Zamiast tego planował, że na każdego niemieckiego żołnierza przypadnie trzech zabitych lub rannych żołnierzy francuskich.
Nie tylko weterani słyszeli to z goryczą. Oficerowie i żołnierze szturmowali twierdzę wierząc, że ich celem jest zdobycie Verdun i szybkie zakończenie wojny. Teraz żołnierze zobaczyli, że zostali zdegradowani do „materiału ludzkiego”. To zabrzmiało jak zdrada. Samousprawiedliwienie Falkenhayna przyniosło odwrotny skutek: samodemonizację, która miała konsekwencje dla sytuacji politycznej.
Jego strategia Verdun, rzekomo przedstawiona cesarzowi w memorandum około Bożego Narodzenia 1915 r., jest przez niektórych historyków uważana za najbardziej nieludzki plan wojny. Prawda jest taka, że nigdy nie było „świątecznej notatki”. Falkenhayn chciał później przedstawić swoją rolę w łagodniejszym świetle.
„Operacja Wyrok” nie była ani bardziej, ani mniej nieludzka niż „Bataille d'usure” Joffre’a czy „Wyczerpująca Ofensywa” Haiga. Joffre i Haig maskowali również swoje nieudane próby przełomu rzekomym „wykrwawieniem się”.
Ale Francja i Anglia wygrały wojnę. Zatem kłamstwa Joffre’a i Haiga uwolniły mniej toksyn niż kłamstwo Falkenhayn. Prawie wszyscy Niemcy uważali się za „niepokonanych na polu bitwy”, ponieważ żaden z dowódców wojskowych nie wziął na siebie odpowiedzialności za swoją porażkę.
żebro. W historii Europy stoczono niezliczone bitwy. Pochłonęły miliony istnień ludzkich i przyniosły ludziom nieopisane cierpienie. W nadchodzących tygodniach będziemy publikować eseje, w których przyjrzymy się najważniejszym bitwom i zastanowimy się nad ich wpływem na historię. W wydaniu NZZ z 24 maja historyk Jochen Hellbeck pisze o bitwie stalingradzkiej.
nzz.ch